Coaching jest już świetnie ugruntowaną formą wspierania rozwoju, radzenia sobie z kryzysami, czy zwykłymi „nie wiem, w jakim kierunku podążać dalej”. Zarówno w obszarze rozwoju osobistego, jak i zawodowego, rodzicielskiego, sportowego czy dotyczącego związku. Czasami potrzeba „jedynie” odwagi, aby się zmierzyć ze swoimi pytaniami.
W kawiarni we Wrocławiu znalazłam na filiżance te słowa Lwa Tołstoja: „Jeśli chcesz być szczęśliwy, po prostu nim bądź.” Szybko powiedziane, trudniejsze do wykonania. Czasami potrzebujemy poznać a następnie przetransformować wiele przekonań w naszej głowie, aby faktycznie mogło się to wydarzyć. Na przykład takie, iż będę szczęśliwy/szczęśliwa dopiero jak inni będą mnie lubili. Będę szczęśliwy, gdy zamieszkam we własnym domu na obrzeżach miasta.
Czasami sesja coachingowa jest wielkim olśnieniem, czasami małym błyskiem. Każda składa się na większy proces zmiany. Czy ona się zadzieje, zależy w dużej mierze od samego coachee, czyli osoby, która uczestniczy w coachingu. Czy faktycznie realizuje podjęte decyzje w czasie sesji, a jak ich nie podejmuje, czy ma ochotę przyglądać się, czemu tak się dzieje. Zawsze jest jakiś ważny powód, który może nas doprowadzić do większego zrozumienia.
Kilka sesji może się zakończyć refleksją, jak ta pewnej Klientki: „Mam poczucie, że bardzo dużo przepracowałam [w czasie sesji coachingowych] i nadal czuję, że wzrastam. W wielu sytuacjach mam dużą jasność, o co mi chodzi, podejmuję wybory, biorę odpowiedzialność za siebie i nie biorę jej za innych. (…) Doświadczam coraz więcej radości, mam większe zaufanie do siebie. Na prawdę myślę, że to nasze spotkania tak zrobiły.”