Zbieram historie przypadków, kiedy zostało użyte narzędzie Systemic Consensing, wywodzące się z socjokracji. I tylko czytając je, czuję tę zmieniającą się energię, gdy odchodzi się od decyzji podejmowanych przez większość lub mniejszość a dochodzi się do realnego współdecydowania.
To co się zmienia widać również w liczbach. O czym mówię? Nierzadko podjęta decyzja przez głosowanie tak naprawdę osiąga nawet 90% oporu – to znaczy w głowach i sercach głosujących snuje się taki monolog:
„Jakbym mógł, wybrałbym coś innego.”
„Głosuję tylko za, bo inaczej przejdzie gorsza propozycja.”
„Gdybym miał więcej wpływu, to bym zaproponował moje rozwiązanie, ale „ci ważniejsi” nie zgodzą się.”
Często więc przeprowadzamy głosowanie nie „za” ale „przeciwko”.
Natomiast w procesie SC często używa się warunku, że nowe rozwiązanie nie może wywoływać więcej niż 30%. A jeszcze częściej dąży się, aby to było dużo mniej.
Czym jest to mierzenie oporu? Mierzymy niechęć decydujących w procesie osób do wybranego rozwiązania, którego będą później ponosiły konsekwencje. Im mniej niechęci tym większa szansa na wytworzenie energii wspólnoty i poczucia: „Znaleźliśmy najlepsze co możliwe dla wszystkich i bezpieczne dla każdego z osobna na ten moment.„
Jurgen Licht, który po raz pierwszy pokazał mi SC, (https://www.facebook.com/juergen.licht.7) podzielił się ze mną refleksją, iż dzięki SC powstaje taki proces, w którym zamiast się bronić przed czymś (rozwiązaniem „tych innych”) albo czegoś (mojego rozwiązania) przechodzimy do świętowania tego, co zdziałaliśmy i wytworzyliśmy razem. Ma to ogromny wpływ na długotrwałość i entuzjazm wobec nowego działania.